07.12.2025

Sam na sam Chodyny z Piastem symbolem położenia Legii

Sam na sam Kacpra Chodyny z Gliwic jest czymś więcej niż zwykłą niewykorzystaną sytuacją. Ten moment ma głęboki wymiar symboliczny, dogłębnie pokazujący, jak od dawna funkcjonuje Legia Warszawa. To taplanie się w przeciętności za największe w polskiej piłce pieniądze.

Chodyna nie jest przecież z gruntu beznadziejny (niektórzy w tym momencie łapią się za głowę, wiem). W Zagłębiu Lubin był naprawdę solidnym ligowcem, a w sezonie poprzedzającym transfer do stolicy może nawet kimś odrobinę więcej. W Ekstraklasie strzelił wtedy siedem goli i dołożył 10 asyst.

Legia Warszawa ma śmieszny atak i to jej główny problem

Tylko to nigdy nie był zawodnik do takiego klubu jak Legia. Jest wybiegany, waleczny, umie wbiec w przestrzeń, ale kompletnie nie potrafi dryblować i operować w tłoku, gdy zespół atakuje przy nisko ustawionym rywalu. Taka gorsza wersja Pawła Wszołka, który jednak czasem błyśnie czymś więcej niż bieganiem (nie dotyczy ostatnich tygodni). A to powinno Kacpra dyskwalifikować. Zespół z ambicjami Legii potrzebuje w ofensywie jednostek zdecydowanie ponadprzeciętnych i błyskotliwych z piłką przy nodze, które właśnie w takim położeniu robią różnicę.

Dziś w składzie Wojskowych jedyną taką postacią ma szansę stać się Kacper Urbański. Cała reszta to potencjalnie siła, wzrost czy szybkość, ale nie jakość czysto piłkarska. Z przygłupim boiskowo Krasniqim, który po jednej ciekawej akcji ma 10 fatalnych, klockowatym i nieskutecznym Rajoviciem czy coraz bardziej zakopanym średniakiem Chodyną po prostu trudno jest wygrać.

Defensywa nadal jest w porządku

Bo wbrew temu, co pokazuje tabela, nie jest tak, że w grze Legii absolutnie wszystko wygląda źle i nadaje się do zaorania. W ujęciu generalnym ten zespół nadal dobrze funkcjonuje w tyłach. Ba, w statystyce xG dla goli straconych prezentuje się… najlepiej w Ekstraklasie. Wyprzedza tu nawet Cracovię i Wisłę Płock. Na papierze powinien stracić 17-18 goli, stracił 20. Bez tragedii.

Gdyby Wojskowi z przodu zachowywali przynajmniej minimum przyzwoitości, te 20 wpuszczonych bramek nie byłoby żadnym problemem. Tyle że nie zachowują. Ich ofensywa tydzień w tydzień się kompromituje. Sam Rajović „obowiązkowo” powinien mieć już siedem goli, a ma trzy. Dramat.

Patrząc pod tym kątem, nie krytykowałbym aż tak bardzo Inakiego Astiza. Nie kipi charyzmą i najwyraźniej nie potrafi lepiej wpłynąć na mentalność swoich piłkarzy. Z każdym niepowodzeniem tracą oni poczucie własnej wartości, co potem w jakimś stopniu przekłada się na kolejne pudła, ale jeśli patrzymy na samo boisko, to bardziej Hiszpan mógłby mieć pretensje do zawodników.

Inaki Astiz, tymczasowy trener Legii

Naprawdę mogło być inaczej

W gruncie rzeczy niewiele trzeba było, żebyśmy zaczęli pisać o wstawaniu Legii z kolan. Rajović wykorzystuje „setkę” z Lublina i daje trzy punkty. W Gliwicach zamienia na gola choćby jedną z trzech sytuacji, potem Chodyna poprawia trafieniem ze swojego sam na sam. Dwa zwycięstwa w ciągu pięciu dni. I narracja byłaby zupełnie inna. Legia wraca do walki o puchary. Jakub Żewłakow jest chwalony za dwie błyskotliwe asysty, ktoś w gorącej wodzie kąpany jako pierwszy wspomina o nim w kontekście reprezentacji.

No ale nie wpadło nic, a w piłce najbardziej zasięgową narrację zawsze tworzy wynik i oparte na nim emocje. W niuanse wciąż mało który kibic się zagłębia, bo też nie dla nich pokochał ten sport.

Nie ma więc znaczenia, że Legia dobrze broni i całkiem nieźle kreuje, skoro po rozegraniu połowy ligowego sezonu znajduje się w strefie spadkowej, a gdyby nie dwa ponadprogramowe strzały Rafała Augustyniaka z Szachtarem Donieck, miałaby serię trzynastu meczów bez zwycięstwa.

Transfery wyglądały dobrze, nie wstyd to przyznać

Nie ma też już znaczenia, że transfery z końcówki letniego okienka zapowiadały się naprawdę dobrze, choć teraz łatwo byłoby stwierdzić, że wszystko zrobiono bez sensu. Trudno było nie patrzeć pozytywnie na przyjście Kamila Piątkowskiego, Kacpra Urbańskiego, Damiana Szymańskiego czy takiego Noaha Weisshaupta, który wiosną regularnie grał w Bundeslidze dla St. Pauli.

Większość z nich przyszła późno, bez okresu przygotowawczego, z formą do odbudowania. To wszystko prawda i Edward Iordanescu wielokrotnie to podkreślał. W istocie rzeczy się nie mylił. Kłopot w tym, że w jego ustach podkreślanie tego brzmiało jak gotowa wymówka i irytacja, że nie jest idealnie. Adrian Siemieniec w Jagiellonii do takich spraw podchodzi zupełnie inaczej, a chwilami musi rzeźbić jeszcze bardziej.

A że im dalej w las, tym jest gorzej z wynikami, przez co frustracja rośnie, a pewność siebie spada. I tak oto Legia wraca do koszmarnych chwil sprzed czterech lat, gdy po siedemnastu kolejkach miała punkt mniej niż obecnie. Sama jest sobie winna, sprowadzając do przednich formacji gości, których nigdy nie powinno być przy Łazienkowskiej. Chodyna jest tego symbolem, podobnie jak Rajović, co do którego potężne wątpliwości były od początku. Nie sposób przecież ekscytować się przyjściem napastnika, który w ubiegłym sezonie duńskiej ekstraklasy zdobył pięć bramek. Czy kosztował 1,5 czy 3 mln euro – to i tak o wiele za dużo.

Za błędy się płaci – tak w życiu, jak i na boisku. W klubie przynajmniej częściowo naprawić można je dopiero zimą. Na razie – cytując pomeczową rozmowę Rafała Augustyniaka z Canal+ Sport – niech ten rok już się kończy. Dla Legii to dziś najlepsza wiadomość.

CZYTAJ WIĘCEJ O LEGII WARSZAWA:

Fot. Newspix

Artykuł Sam na sam Chodyny z Piastem symbolem położenia Legii pochodzi z serwisu weszlo.com.

Czytaj najświeższe newsy ze świata piłki nożnej na topliga.pl! Topliga to najlepsze źródło wiadomości piłkarskich - liga polska, Ekstraklasa, Puchar Polski, rozgrywki ligowe, Twoje ulubione drużyny i zawodnicy. Śledź najważniejsze wydarzenia, sprawdzaj wyniki, obserwuj transfery piłkarskie, poznaj ciekawostki z polskich boisk, bądź na bieżąco. Topliga to najlepsze wiadomości sportowe przygotowane specjalnie dla Ciebie.

Polityka Prywatności Kontakt

© 2025 topliga.pl