To był naprawdę szalony rok dla kibiców Pogoni Szczecin. Finansowo-organizacyjna katastrofa firmowana nazwiskiem Jarosława Mroczka, zawirowania właścicielskie z Nilo Efforim w roli głównej, kolejna porażka w finale Pucharu Polski, no a później jeszcze runda jesienna, kiedy to nieco rozczarowujące rezultaty przeplatały się z kontrowersjami generowanymi regularnie przez Alexa Haditaghiego, sterującego od wiosny ekipą Portowców. Do drużyny dołączyli mistrz świata oraz zawodnik z przeszłością w Premier League, natomiast opuścił ją najskuteczniejszy strzelec i trener, który w minionym sezonie osiągnął nadspodziewanie dobre rezultaty. Słowem – totalny młyn.
Wydawało się jednak, że w całym tym zamieszaniu utrzyma się pewien stały element. Mianowicie – świetne liczby wykręcane przez Kamila Grosickiego. 37-latek jesienią nie zawiódł i zapisał na swoim koncie sześć goli oraz cztery asysty w osiemnastu ligowych występach. Nie można jednak wykluczyć, że były to już ostatnie mecze rozegrane przez „Grosika” w barwach Pogoni i reprezentant Polski pożegna klub bez upragnionego trofeum, na które Szczecin czeka od tak dawna.
A w zasadzie – czeka od zawsze.
Podsumowanie rundy jesiennej Ekstraklasy – Pogoń Szczecin
Zanim jednak przejdziemy do kwestii kontraktu Grosickiego, pochylmy się na dłuższą chwilę nad minioną rundą w wykonaniu Pogoni. Łatwo bowiem zauważyć, że wynikom Portowców towarzyszyło mnóstwo skrajnych emocji (jak pamiętacie, doszło nawet do tego, że jeden z rozjuszonych kiboli zaczął otwarcie grozić piłkarzom pobiciem podczas „rozmowy wychowawczej” po meczu z Radomiakiem), zdecydowanie niepotrzebnych w okresie tak gruntownej przebudowy klubu. Choć można rzecz jasna ocenić, że nowi włodarze szczecińskiej ekipy sami są sobie winni, skoro latem pozwalali sobie na składanie naprawdę szumnych deklaracji.
Haditaghi broni piłkarzy Pogoni. „Stoimy murem za zespołem”
Choćby wspomniany już Haditaghi przekazał w jednym ze swoich twitterowych poematów:
– Przez 78 lat to miasto czekało. Miało nadzieję. Cierpiało. […] Ale ta historia musi się już skończyć. W tym sezonie nasi zawodnicy, trenerzy i każda osoba w tej organizacji ma wielką szansę stać się kimś więcej niż wspaniałym. Mogą stać się nieśmiertelni, zaspokajając pragnienie tego wspaniałego miasta i naszych fanów oraz zdobywając pierwsze w historii mistrzostwo lub trofeum. To jest rok, w którym możemy uciszyć duchy. To jest rok, w którym możemy pogrzebać wątpliwości. To jest rok, w którym możemy przełamać klątwę. Witamy w Roku Nieśmiertelności.
Jeśli zapowiadasz „rok nieśmiertelności”, a robi się z tego „rok przeciętności”, to rozgoryczeniu fanów trudno się dziwić. Trzeba jednak brać poprawkę na fakt, że Pogoń tak naprawdę już w minionej kampanii wykręciła – jak się zdaje – wynik wyraźnie ponad stan. Z trzech zasadniczych przyczyn:
- w okresie najgłębszego kryzysu drużyna (mimo ubytków kadrowych) zmobilizowała się wewnętrznie do walki o przetrwanie – zjawisko znane i wielokrotnie obserwowane w Ekstraklasie, spora w tym zapewne zasługa przywództwa Kamila Grosickiego
- trener Robert Kolendowicz, doskonale rozumiejący szczecińską szatnię, umiejętnie zarządził tymi emocjami i przełożyło się to na wyniki
- Efthymios Koulouris rozegrał jeden z najlepszych strzelecko sezonów w historii polskiej piłki ligowej
Nietrudno dostrzec, że wszystkie trzy z wymienionych powyżej czynników… należą już do przeszłości. Od strony finansowej klub został ustabilizowany przez Haditaghiego, zatem odpadło źródło nadzwyczajnej, „kryzysowej” motywacji. Z kolei Kolendowicz nie najlepiej zaczął sezon 2025/26, co zaowocowało utratą posady. Natomiast Koulouris wylądował latem w Arabii Saudyjskiej. Zresztą pożegnał się z klubem w niezbyt sympatycznych okolicznościach. No i szybko wyszło na jaw, że awans do finału Pucharu Polski, połączony z walką do ostatniej kolejki o ligowe podium, nie do końca odzwierciedlał realne możliwości Pogoni.
To nie jest ekipa z tej samej półki co Lech, Raków czy Jagiellonia. Już nie.

Nie najlepsze transfery Pogoni. Kibice tracą cierpliwość
Z drugiej strony, latem do Szczecina trafiła cała grupa zawodników, których obecnie spora część kibiców – niejako hurtem – klasyfikuje jako kompletne niewypały. Na trybunach pojawił się nawet stosowny transparent w tym temacie. Ale to też jest trochę bardziej skomplikowane.
Bo czy naprawdę można już machnąć ręką na Rajmunda Molnara, skoro Węgier nie został jak dotąd porządnie przetestowany w Szczecinie w swojej podstawowej, boiskowej roli? Czy już teraz należy załamywać ręce nad kiepskimi liczbami Sama Greenwooda, skoro trener Thomas Thomasberg ewidentnie dopiero szuka dla Anglika optymalnej pozycji w systemie taktycznym? Nawet odsądzany obecnie od czci i wiary Musa Juwara rozegrał dla Pogoni parę obiecujących spotkań. Choć fakt, że jego nieodpowiedzialne lub zwyczajnie głupie zachowania (faule, symulki, koszmarne pudła w stuprocentowych sytuacjach) zapewne niełatwo będzie wyplenić.
Owszem, kilku graczy ściągniętych latem przez Pogoń nie dojechało poziomem do wymagań Ekstraklasy. Na przykład Marian Huja, znajdujący się już – jak się zdaje – na wylocie ze Szczecina. na razie jest najwyżej uzupełnieniem składu Portowców, Benjamin Mendy praktycznie całą jesień poświęcił na powrót do optymalnej dyspozycji fizycznej. Natomiast
Można więc podsumować w uproszczeniu, że Pogoń zastąpiła graczy raczej średniej klasy… innymi graczami średniej klasy. A także piłkarzami, co do których jest jeszcze za wcześnie, by wydać ostateczny werdykt na temat ich przydatności do drużyny. Nie przynosi to wielkiej chluby Tanowi Keslerowi i współpracującym z nim skautom, fakt, ale na dużo poważniejszy problem szczecińskiego zespołu wygląda raczej niewłaściwe zbalansowanie kadry, a nie niedostatki w umiejętnościach u tego czy innego zawodnika. Niektóre z pozycji w ekipie Portowców są bowiem obecnie obsadzone… aż do przesady, podczas gdy braki na innych od razu rzucają się w oczy.
Flagowym przykładem transferu z gatunku „ni w kij, ni w oko” jest bez wątpienia Jose Pozo, co do którego z góry można było przewidywać, że nie wpasuje się do mającej w założeniu grać dynamicznie i intensywnie Pogoni. Już latem celnie punktował to Mateusz Janiak z „Przeglądu Sportowego”.
Jest jednak wątpliwe, czy Pogoń byłaby dziś w lepszym położeniu, gdyby w drużynie dalej grali – dajmy na to – Gamboa, Łukasiak czy Kurzawa zamiast Ndiaye’a, Biegańskiego albo, powiedzmy, Mukairu. Prawdziwie dotkliwe okazało się w gruncie rzeczy wyłącznie rozstanie ze wspomnianym już Efthymiosem Koulourisem, no ale akurat to było do przewidzenia, że goleadora tej klasy trudno będzie tak od razu zastąpić jeden do jednego. Może zatem niezbyt udana jesień w wykonaniu Pogoni nie wynika tylko z tego, że nowi gracze tak strasznie nie dowieźli? Może także liderów nie stać już na walkę o najwyższe cele, a Koulouris tuszował to wcześniej golami?

Nowy kontrakt dla Grosickiego? Reprezentant Polski przelicytował
Jeśli spojrzymy na piłkarzy Dumy Pomorza z największą liczbą rozegranych minut w bieżącej kampanii, na szczycie listy znajdziemy Linusa Wahlqvista, Kamila Grosickiego, , oraz
Jasne, kapitan Portowców niezmiennie zalicza się do grona najlepszych ligowców. Po rundzie jesiennej zajmuje szóste miejsce w klasyfikacji kanadyjskiej Ekstraklasy. Zanotował najwięcej kluczowych podań w lidze. Ale w ścisłej czołówce najaktywniejszych dryblerów już go nie znajdziemy. Dawny „Grosik” – klasyczny skrzydłowy, huragan w bocznym sektorze boiska – odchodzi w zapomnienie. 37-letni Grosicki to już nieomal fałszywy napastnik, zawodnik skupiony na ofensywnych konkretach.
I niby nie ma w tym nic złego, skoro reprezentant Polski dalej dowozi poważne liczby. Ale na tym etapie jego kariery trzeba się już mimo wszystko zastanawiać nie tylko nad tym, ile Pogoń dzięki niemu zyskuje – zarówno na boisku, jak i poza nim – ale też ile traci na tym, że gra całej drużyny nadal się wokół niego skupia. Tego rodzaju kalkulacje nie są w futbolu żadną nowiną, wystarczy przecież prześledzić, w jaki sposób wielu gwiazdorów-weteranów Realu Madryt żegnał Florentino Perez. Bez najmniejszych sentymentów, nawet kiedy wydawało się, że mają oni jeszcze trochę paliwa w baku i mogą dalej stanowić o sile zespołu.
Dlatego nie ma się co dziwić Alexowi Haditaghiemu, że nie zamierza spełniać wygórowanych oczekiwań Grosickiego odnośnie nowej umowy z Portowcami. Bo to wcale nie jest tak, że Pogoń bez 37-latka jest wiosną z góry skazana na degradację. Akcenty w drużynie niewątpliwie trzeba by było porozkładać zupełnie inaczej, ale może to właśnie byłaby okazja dla trenera Thomasberga, by uwolnić pełnię potencjału paru zawodników, którzy do Pogoni dołączyli latem i na razie nie rozwinęli skrzydeł?
Krótko mówiąc – „Grosik” przelicytował, czy wręcz: przeszarżował, a przecież sam również ma niemało do stracenia. Widać było przecież na przestrzeni ostatnich lat, jak bardzo zależy mu na występach dla szczecińskiego zespołu. Jak mocno przeżywa jego wzloty i upadki. Gdyby zatem opuścił Pogoń w trakcie sezonu, na dodatek z przypiętą łatką piłkarza o oderwanych od rzeczywistości oczekiwaniach finansowych, stanowiłoby to sporych rozmiarów rysę na jego pięknej (choć nieuświetnionej trofeami) przygodzie z klubem. Natomiast dla Pogoni byłby to już naprawdę początek zupełnie nowej ery. Z nowym właścicielem, trenerem oraz kapitanem.
I możliwe, że szefostwo Pogoni wcale się takiego scenariusza nie obawia. Pewnie najbezpieczniej dla obu stron byłoby się po prostu dogadać, ale czasu się nie oszuka. Drużyna Portowców skonstruowana wokół Grosickiego, nawet jeśli przetrwa te burzliwe negocjacje, to z krótkim terminem ważności.
Wydarzenie rundy
Alex Haditaghi w natarciu.
I’ve always believed one thing, and I will not bend on it: family matters stay in the family.
In football, the locker room is sacred. The boardroom is sacred. Private conversations between a player and coach, and the club should never be played out in public. Leaking private… pic.twitter.com/PEbbkzuy0J— Alex Haditaghi (@CanDisenchanted) December 17, 2025
Spięcia z dziennikarzami, ataki na ligowych rywali, szpilki wbijane byłym właścicielom. Kwieciste oświadczenia publikowane namiętnie na platformie X. O ile od strony sportowej Pogoń niczego wielkiego tej jesieni w Ekstraklasie nie zwojowała, tak w mediach społecznościowych jest o Portowcach głośno właściwie bez przerwy. Oczywiście za sprawą ich właściciela. Na razie trudno stwierdzić, jak te niecodzienne metody komunikacyjne wpłyną na klub jako organizację w dłuższej perspektywie, ale jedno jest pewne – wokół Pogoni nie ma spokoju i wydaje się mało prawdopodobne, by ten stan rzeczy miał wkrótce ulec zdanie.
Świadczy o tym choćby niedawna potyczka Haditaghiego z Grosickim albo lekka zadymka wokół Axela Holewińskiego.
Jednak – jak już zresztą wspominaliśmy – w cieniu tych wszystkich medialnych awantur, w klubie sporo się pozmieniało na płaszczyźnie czysto sportowej. Mieliśmy przecież imponujący na papierze transfer Sama Greenwooda, głośne zakontraktowanie Benjamina Mendy’ego, zmianę Roberta Kolendowicza na Thomasa Thomasberga. Do tego kilka meczów niewątpliwie wartych wzmianki, jak choćby listopadowa konfrontacja Portowców z Jagiellonią (1:2).
Niemniej, głównym bohaterem jesieni w Szczecinie był bez wątpienia Haditaghi. Reszta robiła za tło.

Rozczarowanie rundy
Nieudana końcówka jesieni.
Kibol Pogoni groził piłkarzom. Skandal po meczu w Szczecinie
Rozmowa pod ,,płotem” w Szczecinie, mimo wszystko za grubo. pic.twitter.com/0FJUvMLgSP
— Popson (@M__Popek) December 6, 2025
Kadencja Thomasa Thomasberga w Szczecinie zaczęła się naprawdę optymistycznie – od zwycięstw z Piatem i Cracovią, a także wyeliminowania Legii z Pucharu Polski. Jednak im dalej w las, tym było gorzej, a na finiszu Portowcy kompletnie się posypali. Od początku listopada odnieśli tylko jedno ligowe zwycięstwo. Przegrali w tym czasie trzy spotkania w Ekstraklasie, a Widzew pozbawił ich szans na trzeci z rzędu awans do finału krajowego pucharu. Ponurą puentą tego wszystkiego był remis przed własną publicznością z Radomiakiem i skandaliczna „rozmowa pod płotem”, która nastąpiła po tym meczu.
Summa summarum, szczecinianie zamknęli 2025 rok w ponurych nastrojach. Z poczuciem, że może ich wiosną czekać niełatwa walka o utrzymanie. A wystarczyłyby przecież ze dwa korzystniejsze rezultaty, by Pogoń po zakończeniu rundy jesiennej zerkała raczej ku europejskim pucharom niż w stronę strefy spadkowej.
Największa potrzeba na wiosnę
Napastnik z prawdziwego zdarzenia. Nie oznacza to oczywiście, że zaprzeczamy sami sobie i stawiamy krzyżyk na Rajmundzie Molnarze. Wprawdzie Węgier jesienią nie zachwycił, ale w paru spotkaniach udało mu się jednak zademonstrować, że drzemią w nim spore możliwości. Problem w tym, że Molnar – czego można się w sumie było spodziewać – chyba po prostu nie czuje się najlepiej na pozycji numer dziewięć i lepiej by się sprawdził jako napastnik schodzący z lewego, ewentualnie prawego skrzydła. W takich rolach był zresztą najczęściej wykorzystywany w MTK Budapeszt. Na szpicy też tam grywał, prawda, ale rzadziej.
Pogoń Szczecin ma oko na snajpera. Wymiata w Lidze Konferencji
Jeśli chodzi o współczynnik spodziewanych goli na mecz, Pogoń po rundzie jesiennej legitymuje się najlepszym wynikiem w Ekstraklasie (1,82). I to wyraźnie najlepszym. Portowcy potrzebują zatem piłkarza, który naprawdę wypełni wyrwę pozostawioną przez Efthymiosa Koulourisa.
CZYTAJ WIĘCEJ PODSUMOWAŃ JESIENI NA WESZŁO:
- Motor się trochę zaciął. Bez Czubaka byłoby sporo gorzej
- Arka jest nad kreską, ale Szwarga chce wzmocnień. I słusznie
- Wystrzał Bobcka, spokój Carvera i Lechia wyszła z minusa
- Jesień Piasta Gliwice jak runda Frantiska Placha. Im dalej, tym lepiej
- Widzew, czyli jak przejść przez rundę na barkach Bergiera…
- Gdyby nie liczby Nowaka, z przodu byłaby padaka
- Symbolem jesieni Bruk-Betu jest Andrzej Trubeha
- Gniew, wstyd i bezradność. Koszmar Legii Dariusza Mioduskiego
fot. NewsPix.pl
Artykuł Pogoń znów kręciła się wokół Grosickiego. Ostatni raz? pochodzi z serwisu weszlo.com.