Legia Warszawa piłkarsko ciągle szoruje po dnie i tylko nieskuteczności Lechii Gdańsk zawdzięcza to, że jakimś cudem wyciągnęła remis na Łazienkowskiej. Goście mogą pluć sobie w brodę, bo dostali rywala w beznadziejnej formie i koniec końców nie potrafili z tego skorzystać, przez co po tej kolejce będą zamykali tabelę.
Gdy kibice gospodarzy zobaczyli wyjściowy skład swojej drużyny, mogło przejść im przez myśl, że chyba już konsultowano go z Markiem Papszunem. Nagle odkurzony został wysłany do rezerw Patryk Kun, na skrzydle pojawił się Kacper Chodyna, a miejsce w ataku odzyskał Mileta Rajović.
Legia Warszawa – Lechia Gdańsk 2:2. Piłkarze Astiza ciągle grają fatalnie
Nie zwiastowało to niczego dobrego, choć Kun całościowo w miarę się obronił. Miewał słabsze chwile w defensywie, ale raz naprawdę się pokazał, gdy wślizgiem uratował skórę śpiącemu Kapuadiemu, uniemożliwiając przeciwnikowi komfortowe oddanie strzału. No i przede wszystkim dawał coś z przodu. To on odebrał piłkę Kapiciowi przy golu na 1:1 i to po jego wejściu w pole karne bardzo dobrą okazję zmarnował nie kto inny jak Rajović.
Duńczyk przed przerwą oddał jedyny groźny strzał w wykonaniu Wojskowych, Weirauch musiał się wykazać. To można mu było zapisać na plus, lecz gdy stanął przed szansą, którą napastnik o jego statusie powinien wykorzystać, kolejny raz zawiódł.
Pierwsza połowa w wykonaniu Legii to generalnie było przebijanie dna. Gra absolutnie odpychająca, coś okropnego – nawet jak na ostatnie tygodnie w wykonaniu tej ekipy. Poza wspomnianą próbą Rajovicia, gospodarze z przodu nie pokazali niczego. Przeważnie nawet nie tworzyli jakiegoś większego zamieszania, które dawałoby nadzieję, że już zaraz ktoś dojdzie do strzału i coś się wydarzy.
Lechia zapłaciła za nieskuteczność
Lechia za to, nim w końcu objęła prowadzenie po wypieszczonym uderzeniu Żelizki sprzed pola karnego (żadna nowość w przypadku Ukraińca), zmarnowała kilka sytuacji. Wspomnijmy tylko, że Piątkowski bohatersko zablokował Neugebauera, a Tobiasz znakomicie obronił bombę Bobcka.
I właśnie przez to radosne pudłowanie Lechia dziś nie wygrała. Legia po zmianie stron miała znośny kwadrans, w którym wyrównała po klasowym uderzeniu Kapustki, tyle że kompletnie nie potrafiła pójść za ciosem – nie licząc tej trochę przypadkowej akcji Kuna dającej sytuację Rajoviciowi. Lechia natomiast otrząsnęła się i znów była groźna.
- Diaczuk spudłował głową po rzucie rożnym Żelizki, był niepilnowany
- Wjunnyk uderzał głową po świetnej centrze Wójtowicza, piłka musnęła poprzeczkę
- Bobcek zapolował na gołębie, gdy pięknym podaniem obsłużył go Kapić
- Vojtko obił słupek posyłając centrostrzał z rzutu wolnego w pole karne
W międzyczasie gdańszczanie i tak po raz drugi trafili do siatki. Tobiasz mógł zrobić trochę więcej po strzale Cirkovicia, ale zawalili przede wszystkim jego koledzy z pola. Cała akcja Lechii wzięła się z tego, że Chodyna w prostej grze źle podał do Kuna i poszła kontra przy porozrzucanej obronie Legii.
Z takimi skrzydłami nic nie zdziałasz
Skrzydłowi gospodarzy przechodzili dziś samych siebie w piłkarskiej indolencji. Krasniqi był pod grą, czasami nieźle zaczynał akcje, jednak jego wybory były niemal wyłącznie złe. Reprezentant Kosowa na ziemi stoczył aż 21 pojedynków i wygrał zaledwie cztery. Chodyna z kolei przeważnie po prostu nie potrafił zrobić niczego. Oddanie mu piłki oznaczało stratę lub zagranie na alibi. Nic nowego.
Mimo tych wszystkich zmarnowanych okazji Lechia już witała się ze zwycięstwem i nagle – totalny przypadek. Za krótkie dośrodkowanie Biczachczjana, Kapustka sytuacyjnie podbił piłkę, a na koniec rezerwowy Wojciech Urbański oszukał Diaczuka niczym stary wyga i dziubnął z powietrza na 2:2.
Legia ma remis na farcie, ale oznacza on tylko tyle, że do pożaru ostatecznie dolała sobie trochę mniej benzyny niż się wydawało. Z samej gry na nic nie zasłużyła, a większość jej zawodników bała się własnego cienia. To ten moment, gdy najchętniej graliby przy pustych trybunach z zamkniętym dostępem dla mediów. Wyjątek stanowił Kapustka, który jako jedyny wyglądał w drugiej połowie na kogoś, kto potrafi wziąć na siebie ciężar odpowiedzialności.
Jeśli Marek Papszun szybciej zamieni Częstochowę na Warszawę, patrząc po dzisiejszych meczach, trafi z jednego pogorzeliska na drugie.
6
Zmiany:
Legenda
Żółta kartka
Czerwona kartka
Dwie żółte / czerwona kartka
Zdobyte gole
Gole samobójcze
Asysty
Asysty drugiego stopnia
Ocena meczowa
Plus meczu
Minus meczu
Zawodnik zmieniony
Fot. Newspix
Artykuł Lechia powinna się wstydzić, nie wygrała z żałosną Legią pochodzi z serwisu weszlo.com.