16.12.2025

Gniew, wstyd i bezradność. Koszmar Legii Dariusza Mioduskiego

Smutek pomieszany ze złością. Żal przeradzający się we wściekłość. Bezradność przechodząca w gniew. Uczucia towarzyszące kibicowi Legii przez ostatnie miesiące sprowadzają się do przedostatniego miejsca w tabeli, na którym wylądowała ekipa zarządzana przez Dariusza Mioduskiego. Właściciel Legii latem podjął się kolejnej próby wielkiej przebudowy w nadziei na odzyskanie tytułu mistrzowskiego po pięciu latach. Z niemal wszystkich stron stołeczny klub zebrał jednak łomot, zarówno na boisku, jak i przy stole negocjacyjnym. Skala degrengolady jest przerażająca.

Zaledwie cztery zwycięstwa w lidze to do spółki z Motorem Lublin najgorszy wynik, a mówimy przecież o klubie wydającym najwięcej na pensje zawodników. Do tego doszła seria jedenastu meczów bez wygranej we wszystkich rozgrywkach. Dariusz Mioduski przeszedł więc do historii, bo przez niemal 110 lat istnienia klubu nie było pod tym względem tak źle. Letnie transfery sprawiły, że rywale mogli w kierunku Łazienkowskiej spoglądać z pewną obawą, ale dziś zostały z tego jedynie uśmiechy politowania.

Koszmar Legii Dariusza Mioduskiego. Gniew, wstyd i bezradność

Gdy w 2017 roku Dariusz Mioduski samodzielnie obejmował rządy w Legii Warszawa snuł dalekosiężne plany. Chciał, aby klub ze stolicy Polski stał się wyznacznikiem standardów w naszej części Europy i podążał drogą Ajaxu, Anderlechtu czy Porto. Można było odnieść wrażenie, że nie jest to odrealniona perspektywa, bo przecież rok wcześniej mistrzowie Polski zagrali w Lidze Mistrzów i potrafili nawet wygrać ze Sportingiem. Od tamtej pory Legia trzynaście razy zmieniała trenerów i o ile początkowo nie przeszkadzało to jeszcze w zdobywaniu tytułów mistrza Polski, to z czasem jednak przerodziło się już w walkę jedynie o krajowy puchar. To co dzieje się w tym sezonie, przechodzi natomiast ludzkie wyobrażenie.

Wydawało się, że Mioduski wyciągnął nauczkę z sezonu 2021/22, kiedy po raz ostatni Legia znalazła się na krawędzi i także zimowała w strefie spadkowej. Podobnie jak wówczas, okres z wyciągniętym do roli pierwszego trenera człowiekiem z drugiego szeregu trwał jednak zdecydowanie zbyt długo. Z Markiem Gołębiewskim udało się jednak chociaż przejść dwie rundy w Pucharze Polski, a Inaki Astiz nadal czeka na pierwsze zwycięstwo. Może uda się w czwartek z mistrzem Gibraltaru?

Legii zresztą w Pucharze Polski już nie ma, bo szans na obronę trofeum pozbawiła ich Pogoń Szczecin. Porażka już w 1/16 finału tych rozgrywek zakończyła krótką kadencję Edwarda Iordanescu. Dodatkowo, stołeczny klub dokonał czegoś, co wydawało się niemożliwe, a więc jeszcze kolejkę przed końcem stracił szansę na awans w Lidze Konferencji. Przypomnijmy, rywalizują w niej zespoły z Gibraltaru, Malty, Islandii, Irlandii czy Kosowa.

Noah Legia Kacper Tobiasz

Porażka z Noah przekreśliła szansę na awans Legii w Lidze Konferencji

Obecny chaos jest konsekwencją braku stabilizacji po tym, jak zaczynała się ona tworzyć za czasów Kosty Runjaica. Legię po jego zwolnieniu i zatrudnieniu Goncalo Feio trapiły wewnętrzne kłopoty. Doprowadziło to do tego, że w tym roku przez wiele tygodni brakowało dyrektora sportowego czy trenera. Iordanescu również został przecież zatrudniony w ostatniej chwili, tuż przed startem przygotowań. Niełatwo było mu odnaleźć się w rzeczywistości, w której co tydzień piłkarze ubywali, a nowi się pojawiali.

Rumuński trener również jednak nie robił wszystkiego, co mógł, aby poprawić sytuację. Gdyby z taką determinacją pracował nad poprawą formy zawodników, z jaką lubił narzekać na konferencjach prasowych, to zapewne forma jego zespołu szłaby w górę, a nie w dół. Tymczasem jedyne przyzwoite mecze Legii w tym sezonie miały miejsce jeszcze latem, gdy jego ręka była mniej widoczna. Czy można jednak dziwić się niepowodzeniu, skoro poprzedni pion sportowy stwierdził, że to trener, który bardziej nadaje się do pracy w reprezentacji niż codziennych analiz i żmudnej roboty na treningach?

Brak konsekwencji i ciągłe roszady na kluczowych stanowiskach doprowadziły być może nie tylko do tego, że dawne ekspertyzy zniknęły gdzieś w stosie dokumentów. Legia jest w momencie, w którym trudno stwierdzić, jaką myśl przewodnią chce w klubie zaszczepiać Mioduski. A już szczytem niekompetencji w zarządzaniu okazały się kilkutygodniowe próby wyciągnięcia Marka Papszuna z Rakowa Częstochowa. Trenera, o którym Mioduski myślał już podczas poprzedniego kryzysu, ale wtedy okazało się, że mimo wymienienia jego nazwiska w wywiadzie na oficjalnej stronie internetowej, plany uległy zmianie. Teraz faktycznie wydaje się, że Papszun szkoleniowcem Legii wreszcie zostanie, choć straconego czasu już nie odzyska.

– Czy nie uważam, że sezon został stracony w listopadzie i grudniu? Tak, lecz to nie jest kwestia tylko ostatnich 4 – 5 tygodni. To trwało trochę za długo. Dlaczego? To proste. Byliśmy zdecydowani, by zatrudnić nowego trenera. Mieliśmy swojego faworyta. Zrobiliśmy to szybko, 5 – 6 dni i sprawa była dogadana. Obie strony chciały tego samego, ale potem zaczęła się walka. Sześć – siedem tygodni, żeby wyciągnąć szkoleniowca z jego klubu. Mam nadzieję, że wkrótce będziemy mogli ogłosić, że dołączy do Legii – to słowa dyrektora do spraw operacji piłkarskich Frediego Bobicia po ostatnim meczu z Piastem wypowiedziane w rozmowie z CANAL+. Cóż, założenie ryzyka polegającego na tym, że wymarzony kandydat ma ważny kontrakt w innym klubie, przerosło ludzi w klubie.

Wszystkie karty były po stronie ludzi z Rakowa i Michała Świerczewskiego, który do samego końca nie zamierzał odpuszczać. Uroczym elementem negocjacji był z kolei moment, gdy okazało się, że częstochowianie dogadali następcę Papszuna (Łukasza Tomczyka) szybciej niż Legia swojego trenera.

Piłkarze Legii po porażce z Noah

Zawodnicy Legii często tej jesieni wyglądali na załamanych

W drugiej części rundy absolutnie nic nie ułożyło się więc po myśli Legii, choć już latem balansowała na cienkiej linie. Przecież gdyby nie szalona końcówka z Hibernianem, mogło jej nie być nawet w fazie ligowej Ligi Konferencji. Sytuacja na boisku była odzwierciedleniem bałaganu poza nim. Piłkarze w ostatnich meczach wyglądali na przestraszonych i sparaliżowanych. Brakowało lidera, który wziąłby na siebie ciężar gry, a kiedy już nawet ktoś dochodził do sytuacji, patrz Mileta Rajovic czy Kacper Chodyna, to koncertowo je marnował.

Legia nie powinna przegrać w Gliwicach, a sytuacja z golem na 2:0 była dla niej wręcz absurdalna z perspektywy obserwatora – VAR, brak reakcji. Zawodnicy wykonują ogrom pracy na boisku, sztab też bardzo chce pomóc drużynie. Statystyki, niewidoczne na pierwszy rzut oka, są w pełni po stronie warszawiaków, w większości meczów. To musi się odwrócić, pod warunkiem, że tu wróci energia. I Legia, po nowym roku, po odświeżeniu, będzie punktować zdecydowanie inaczej niż teraz – mówił po wygranej w Warszawie szkoleniowiec Piasta Daniel Myśliwiec. Być może ma nawet trochę racji, ale zimą potrzebny będzie twardy reset.

W tym roku liga ułożyła się w sposób na tyle absurdalny, że przecież nawet strata do lidera nie wygląda – z perspektywy typowej drużyny na 17. miejscu – na niemożliwą do odrobienia. 11 punktów to dystans, który Marek Papszun z pewnością potraktuje jako wyzwanie. Przy braku gry w jakimkolwiek z pucharów, zespół będzie mu łatwiej przygotowywać do poszczególnych mniejszych wyzwań. Zawodnicy po tak dramatycznym okresie, w nadziei na poprawę notowań u kibiców, powinni pójść za nowym szkoleniowcem w ogień.

Na razie obraz Legii wygląda jednak zgoła inaczej – są bowiem tylko wysokie kontrakty, dbanie o własny interes oraz totalna zgnilizna na boisku oraz poza nim.

***

Wydarzenie rundy

11 meczów bez zwycięstwa, a więc najgorsza Legia w historii. Tak złej passy nie było nawet w sezonie 2021/22, gdy ówcześni mistrzowie Polski także zimowali w strefie spadkowej. Ostatni mecz stołeczni piłkarze wygrali 23 października z Szachtarem Donieck w Lidze Konferencji, a przecież i tam udało się to zrobić rzutem na taśmę dzięki niesamowitemu trafieniu w końcówce Rafała Augustyniaka. Idąc dalej, Legia wygrała tylko jeden na piętnaście ostatnich meczów, w lidze czeka na triumf od końcówki września i wygranej z Pogonią Szczecin 1:0. To zatrważające statystyki pasujące bardziej do bezradnego w elicie beniaminka niż mającego wielkie ambicje krajowego hegemona.

– Chrzanić to, ale to wstyd dla takiego klubu. Piłkarze o tym dobrze wiedzą. W tej chwili nie potrafimy tego przełamać, zawsze znajdziemy sposób, żeby nie wygrać spotkania – mówił po ostatnim meczu Bobić.

Legia dosyć rzadko w tym okresie wychodziła na prowadzenie, ale nawet wtedy nie potrafiła go dowieźć, jak choćby w starciu ostatniej szansy w Lidze Konferencji z Noah na wyjeździe. Efektem pobicie wyczynu z zamierzchłych czasów, bo ostatni raz dwucyfrową liczbę (10) meczów bez wygranej Legia zanotowała jesienią 1966 roku, a więc 59 lat temu!

Rozczarowanie rundy

Letnie transfery. Czasami dzieje się tak, że na piłkarza trzeba chwilę poczekać, czego dobitnym przykładem w Legii jest Jean-Pierre Nsame. Trzykrotny król strzelców ligi szwajcarskiej w poprzednim sezonie został odstawiony na boczny tor, a gdyby nie jego gole latem, to być może problemy klubu uwidoczniłyby się jeszcze szybciej.

Gorzej gdy jednak ani jeden sprowadzony w okienku zawodnik nie wypali od razu, a tak było właśnie tym razem. To spory zawód, bo przecież gdy do Warszawy trafiali Kacper Urbański, Damian Szymański, Kamil Piątkowski, Arkadiusz Reca, Noah Weisshaupt czy nawet Mileta Rajović, na papierze wszystko wyglądało co najmniej solidnie.

Mowa była o zawodnikach pukających do bram reprezentacji Polski, ogranych w Bundeslidze i Championship czy podporze kadry Słowenii, bo przyszedł przecież również Petar Stojanović. Okazuje się jednak, że każdy z nich zaliczył spory dołek formy, a przede wszystkim nie wykreował się wśród nich nowy lider zespołu.

Być może historia obejdzie się z Michałem Żewłakowem i Fredim Bobiciem nieco mniej brutalnie niż wskazuje obecna rzeczywistość, ale na razie, rozdmuchanie budżetu płacowego do granic możliwości dla takiej kadry, absolutnie się nie obroniło.

Największa potrzeba na wiosnę

Trener. 46 dni mija od zwolnienia Edwarda Iordanescu po porażce w Pucharze Polski z Pogonią Szczecin. Od tamtej pory Legia nie wygrała żadnego meczu i doprowadziła do sytuacji, że niczego nie można być pewnym nawet przed meczem z mistrzem Gibraltaru. Inaki Astiz w roli pierwszego trenera dłużej niż 2 tygodnie okazał się kompletną pomyłką.

Pozostawienie drużyny bez kompetentnego szkoleniowca przez niemal 25% sezonu to kompromitacja właściciela klubu, ale czasu już się nie cofnie. Legia musi patrzeć na to, co przed nią, a tam za rogiem czai się już Marek Papszun. Trener, którego marzeniem jest odnieść sukces w Warszawie i na pewno zrobi wszystko, aby do tego doprowadzić. Pytanie, czy jak wielu przed nim nie utonie we wzburzonych stołecznych wodach jest zasadne, lecz z pewnością przychodzi z jasną ideą treningu i wysoką etyką pracy.

Papszun do klubu przyprowadzi ze sobą nowych asystentów, a być może z czasem także ludzi do działu skautingu czy innych obszarów pionu sportowego. To władca niemal absolutny, nic w Rakowie nie działo się bez jego zaangażowania i wiedzy. Nie jest powiedziane, że to pomoże Legii w wyjściu z kryzysu, ale oddanie dużej części władzy Papszunowi i jego ludziom, to jedyna nadzieja. Dotychczasowe działania Mioduskiego pokazały już bowiem, że niosą za sobą jedynie postępujący upadek wartości.

CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:

fot. Newspix

Artykuł Gniew, wstyd i bezradność. Koszmar Legii Dariusza Mioduskiego pochodzi z serwisu weszlo.com.

Czytaj najświeższe newsy ze świata piłki nożnej na topliga.pl! Topliga to najlepsze źródło wiadomości piłkarskich - liga polska, Ekstraklasa, Puchar Polski, rozgrywki ligowe, Twoje ulubione drużyny i zawodnicy. Śledź najważniejsze wydarzenia, sprawdzaj wyniki, obserwuj transfery piłkarskie, poznaj ciekawostki z polskich boisk, bądź na bieżąco. Topliga to najlepsze wiadomości sportowe przygotowane specjalnie dla Ciebie.

Polityka Prywatności Kontakt

© 2025 topliga.pl