Powitalna konferencja prasowa – przepraszam, briefing – Marka Papszuna w Legii Warszawa byłby do streszczenia w dwóch zdaniach, gdybyśmy chcieli wyciągnąć esencję. Trener niewiele mógł powiedzieć, bo albo ujawniłby kulisy nie do ujawnienia, albo za wcześnie na konkrety. I to jeszcze byłoby do strawienia. Niestety razem z nowym szkoleniowcem Wojskowych przed dziennikarzami siedział Marcin Herra.
Dotychczas nigdy dłużej nie słuchałem tego człowieka. Oczywiście wiedziałem, że to ważna postać w gabinetach Legii i działa głównie w ich zaciszu, więc pewnie jest przesiąknięty korporacyjnym sznytem. Nie sądziłem jednak, że aż do takiego stopnia.
Zero konkretów a mnóstwo lania wody na powitaniu Marka Papszuna w Legii
Tego się po prostu nie dało słuchać. Legia znajduje się być może w największym kryzysie po zakończeniu II WŚ, wykręciła najgorszą passę meczów bez zwycięstwa w swojej historii, na horyzoncie sezon-katastrofa, a tu facet, który teraz w praktyce przejmuje pełną odpowiedzialność za bieżące zarządzanie klubem, wylał z siebie morze słów, brzmiał prawie jak kaznodzieja i nie powiedział niczego. Absolutnie niczego. Coraz mocniej bezsensownie brnął w rejony zupełnie odbiegające od meritum.
Żadnego przepraszam. Żadnego uderzenia się w piersi. Zero próby postawienia jakiejkolwiek diagnozy kryzysu z ostatnich miesięcy, choćby ogólnej. A padały takie pytania, dziennikarze podejmowali próby naprowadzenia na właściwe tory. Jeśli dziś nie było odpowiedniego momentu, żeby wyjść z korpo gorsetu, to już chyba nigdy takowy nie nadejdzie.
Zamiast tego otrzymaliśmy festiwal korporacyjnego pierdolamento, wyniesionego na niebotyczny poziom. Wiadomo, że nieco inaczej ludzie komunikują się oficjalnie, a nieco inaczej prywatnie, gdy kamery i mikrofony są wyłączone, ale są jakieś granice. To nie może być aż taka różnica. No, chyba że Marcin Herra również na co dzień funkcjonuje w ten sposób, ale oznaczałoby to, że uzyskanie od niego jasnej i konkretnej odpowiedzi w jakimkolwiek temacie graniczy z cudem.
Okrągłe słówka o pasji, zaangażowaniu, wielkim dniu, pracy na sto procent, działaniu zamiast mówieniu – jakby wcześniej te zagadnienia Legii nie dotyczyły. „Dajcie nam trochę popracować” było już hitem hitów. Fachowcy z Łazienkowskiej nawet więcej niż trochę wykazują się od dawna i efekty widzimy.

Tyle mówić i nic nie powiedzieć – to duża sztuka.
Marcin Herra mówił i nic nie powiedział
Czekałem tylko, aż Marcin Herra odsłoni klapy marynarki i zaprezentuje produkt, który ma do sprzedania. Brzmiał, jak akwizytor po szkoleniach sprzedażowych prowadzonych przez jakichś coachów czy innych szarlatanów. Zbierało na mdłości, naprawdę.
Gdyby Herra poprzestał na „dzień dobry, bardzo się cieszę, że jest z nami trener Marek Papszun, oddaję mu głos” w zasadzie na jedno by wyszło, a wszyscy obserwatorzy konferencji – pardon, brefingu – byliby zdrowsi.
Trener też wiele swoimi wypowiedziami nie wniósł, choć ogólne wrażenie sprawił korzystne. Spraw związanych z Rakowem nie komentował (poniekąd potwierdził, że jest jakaś klauzula poufności), a szczegółów związanych z pracą w Warszawie nie chciał lub nie mógł zdradzić. Piłkarzom dopiero się przyjrzy, sztab dopiero się uformuje, nadal zastanawia się nad wyjściowym ustawieniem i wcale nie ma problemu z innym, niż trójka stoperów. I tak dalej. Wyglądał jednak na opanowanego i pewnego siebie, na kogoś, kto ma jasny plan działania na wyciągnięcie Legii z tego leju po bombie.
Można się było lekko uśmiechnąć, gdy Marek Papszun poprawił prowadzącego wydarzenie, że drużyna wraca do treningów 4 a nie 5 stycznia. Symboliczne wprowadzanie swoich porządków od pierwszego dnia. Trener przyznał także, że rok na bezrobociu zmienił jego optykę co do tego, ile zamierza pracować w zawodzie. Paliwa dzięki temu okresowi ma dziś w sobie więcej.

A będzie Papszun tej energii potrzebował naprawdę dużo. Legia jako zespół nie znajduje się tylko w kryzysie sportowym, ale przede wszystkim mentalnym. Jeśli nie nastąpi tu radykalna poprawa od pierwszego spotkania, jakiekolwiek nadzieje na coś więcej niż utrzymanie szybko ulecą.
Marcin Herra nie chciał powiedzieć niczego nawet w kontekście tego, czy klub jest przygotowany na normalne funkcjonowanie bez europejskich pucharów w przyszłym sezonie. Latem deklarowano, że katastrofą byłby już sam brak mistrzostwa. Niby strata do strefy pucharowej wynosi „tylko” 10 punktów, ale i tak oznacza to, że Wojskowi na wiosnę muszą wygrać minimum 10-11 meczów ligowych, żeby o czymkolwiek w tym kontekście myśleć. Duma nie pozwalała przyznać, że w gabinetach przygotowują się na taki scenariusz? No bo nie wierzę, że jest inaczej i wszyscy czekają jedynie na wiosenny cud.
Gdyby to wydarzenie trwało pięć minut zamiast czterdziestu i ograniczyło się do powitania plus zrobienia pierwszych zdjęć Markowi Papszunowi pod legijnym szyldem, niczego byśmy nie stracili. Ba, wręcz zyskali. Kibicom Legii pozostaje mieć nadzieję, że trener szybko sprawi, iż nie będzie żadnego powodu, by kiedykolwiek wracać do briefingu z 19 grudnia, który rzecz jasna w niczym nie przypominał konferencji prasowej.
CZYTAJ WIĘCEJ O LEGII WARSZAWA:
- Astiz wskazał kluczowe momenty jesieni. Czy zostanie w Legii?
- Protest kibiców Legii. „Spłać długi i wyp********”
- Legia pokazała jaja? Żewłakow: Nie wiem, jak pan Fredi to odbierze
Fot. FotoPyK/400mm.pl
Artykuł Festiwal korporacyjnego pitololo. Marcin Herra nic nie powiedział pochodzi z serwisu weszlo.com.