Piękny to był moment, jeden z tych, o których pamiętasz jeszcze przez kilka kolejnych wieczorów. 9 listopada Andrzej Trubeha kładł się spać z przekonaniem, że odwalił kawał niesamowicie dobrej roboty – nie dość, że pogrążył Legię przy Łazienkowskiej, to jeszcze zrobił to w takim momencie, że i najlepsi spece od kina akcji pochwaliliby go za doskonałe wyczucie czasu. Wielkich, mocnych momentów Bruk-Betu nie było w tym sezonie dużo, więc tym bardziej powinni w Niecieczy doceniać te chwile, w których znajdywali się na ustach wszystkich. Całe dwie.
Tym artykułem rozpoczynamy cykl podsumowań rundy jesiennej w Ekstraklasie. Codziennie będziemy publikować teksty o dwóch kolejnych klubach, począwszy od tych zajmujących najniższe miejsca w tabeli.
***
Żeby nie było znowu tego męczącego już legiocentryzmu, zaznaczmy, że ta chwila na Łazienkowskiej to tylko jedna z… no może z dwóch ważniejszych chwil Bruk-Betu w tym sezonie. Dwa razy zespół z Niecieczy przebijał się swoimi wyczynami do uszu i oczu szerszej publiczności. Cieszył się jednak trochę częściej – naliczyć można pięć ligowych wygranych popularnych Słoników, które już na początku rozgrywek stawiane były w roli głównego kandydata do spadku. Tuż za półmetkiem rywalizacji nie zmienia się nic – ekipa Marcina Brosza jest ostatnia w tabeli, wielokrotnie pokazała, że brakuje jej jednak odrobiny jakości, paliwa do rywalizacji z lepszymi zespołami.
Ten sezon Bruk-Betu jest na ten moment bardzo podobny do sezonu wspomnianego Andrzeja Trubehy, który będzie dla nas swoistym symbolem ekipy z Niecieczy. W obu wypadkach żaden fajny moment nie może zastąpić stabilnej, dobrej formy. Ale bardzo próbuje.
Podsumowanie rundy jesiennej Ekstraklasy – Bruk-Bet Termalica Nieciecza
Bo jasne, sklepanie Legii na jej stadionie to bardzo przyjemny wyczyn, ale co Bruk-Bet może zaoferować poza tym? No mają patent na Jagiellonię, to już wiemy. Szczęśliwie ograli zabrzan, do tego dorzucili wygraną z Arką, tu nic nadzwyczajnego. Gdyby nie te charakterystyczne wyskoki, powiedzielibyśmy z całą stanowczością, że Słoniki po prostu są i to jest ich największa zaleta. Taka typowa drużyna, która wpadła na moment do Ekstraklasy, zostawia po sobie jakieś niezbyt wyraźne ślady i mówi „papa”.
Ale może się mylimy. Może na pojedynczych skrawkach optymizmu można dojechać do mety nad strefą spadkową i dać radę. Sam Marcin Brosz zbiera te wszystkie okruchy pozytywnego myślenia rozrzucone na ekstraklasowym szlaku i każdy z nich stara się zamienić w oczach swoich i swoich piłkarzy w pyszny, chrupiący bochenek chleba. Tak trener mówił po meczu z Legią:
– Cieszymy się niezmiernie, że na tak trudnym terenie zagraliśmy bardzo dobre spotkanie. To wszystkim nam dodaje pozytywnej energii. Dziękuję też dużej grupie kibiców, która dziś za nami przyjechała i mogła to oglądać z trybun.
Tak po pierwszym meczu z Jagiellonią, tym szokującym:
– Ten mecz dostarczył nam wiele radości.
A tak po drugim, też wygranym:
– To dla nas ogromna radość. Punkty z tak mocnym przeciwnikiem cieszą podwójnie. Ta sytuacja również nas motywuje, by iść do przodu i się rozwijać.

Marcin Brosz stara się szukać pozytywów i na nich budować formę zespołu. W końcówce jesieni wyszło to nie najgorzej
Radość, pozytywna energia, motywacja. Ktoś powie pewnie, że to wszystko tylko takie małe rzeczy, ale z perspektywy Bruk-Betu Termaliki Nieciecza mogą one urastać do zupełnie wielkich rozmiarów. Gdyby tak podopieczni Brosza zdobyli na wiosnę tyle samo punktów co jesienią, to mogą już śmiało myśleć o utrzymaniu. W dwóch poprzednich sezonach 38 punktów wystarczyło do wyskoczenia nad kreskę. Los już chyba nie będzie robił sobie z nas żartów i – po absolutnie kosmicznej pod względem probabilistyki pierwszej rundy – po przerwie zimowej zaserwuje nam już coś bardziej przewidywalnego.
Chyba.
Dobrymi momentami usłana droga do maleńkiego postępu
Gdyby tak uczciwie rozłożyć te osiemnaście kolejek na czynniki pierwsze, możemy z całą stanowczością stwierdzić, że tylko po dwóch mówiliśmy o Bruk-Becie dłużej niż przez pół godziny od zakończenia spotkania. To może trochę brutalne postawienie sprawy i już nie chodzi o samą medialność zespołu z Niecieczy. Tu po prostu nie było niczego specjalnie ekscytującego, nawet to drugie zwycięstwo z Jagą przeszło trochę bez echa.
To tak jak z ogórkiem kiszonym. Pierwszy w życiu smakuje obłędnie, jest czymś nowym, niezwykłym. Ale kolejne są już tylko smaczne.

Andrzej Trubeha jest autorem jednego z najpiękniejszych momentów tego sezonu. To mu trzeba oddać
Dlatego Słoniki są na finiszu jesieni zespołem dwóch kolejek – pierwszej i piętnastej. Efekt jest jednak taki, że mają powody do maleńkiego optymizmu, właśnie dzięki udowodnieniu sobie i nam, że i z tymi większymi, mocniejszymi, bardziej medialnymi można ciułać kolejne oczka potrzebne do utrzymania. – Tej jesieni zdobyliśmy 19 punktów. Ostatnio, kiedy Bruk-Bet był w Ekstraklasie, było ich 12. Rozwijamy się, robimy postęp, ale to wciąż za mało, nadal nam trochę brakuje – mówił po ostatnim meczu trener Brosz.
No i miał dużo racji, z 19 punktami zwykle nie ląduje się na ostatnim miejscu w tabeli, przynajmniej nie na tym etapie sezonu. Zawsze są jakieś gagatki, co mają tych punktów pięć czy dziesięć. A tu klops, przerobimy wyświechtany frazes o Europie na nasze potrzeby – w Ekstraklasie nie ma już słabych drużyn.
Andrzej Trubeha symbolem Słoników
Cierpliwy jest, łaskawy jest. Nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą. Wiecie, tak całkiem szczerze obranie tego jednego piłkarza za symbol jesiennego Bruk-Betu to wybór doskonały. Bo na co dzień Andrzej Trubeha nie porywa tłumów, nie budzi wielkiego zainteresowania w naszych domach, nasze żony nie wzdychają do niego wieczorami. Często przemyka się po boisku bez większego echa, pojawia się i znika.
Ale jak raz już postanowił zrobić coś naprawdę fajnego, to tak jakoś znowu wzbudził sympatię. Bruk-Bet w pigułce.
Bo nawet jeśli komuś przeszkadza fakt, że to klub będący swego rodzaju wydmuszką, że stadion mają w polu kukurydzy, to jednak nie da się na nich patrzeć inaczej, niż jak na ekstraklasowego młodszego brata. Taki to jest zespół, pewnych ograniczeń raczej już nie przeskoczy, więc walka z nimi może być odbierana jedynie w pozytywny sposób. Zresztą popatrzcie na to nagranie poniżej – grupka kibiców, którzy wybrali się tamtego popołudnia do Warszawy jest w tym jednym momencie najszczęśliwszą grupką kibiców w Polsce.
𝐆𝐎𝐎𝐎𝐎𝐎𝐎𝐋! 𝐁𝐑𝐔𝐊-𝐁𝐄𝐓 𝐓𝐄𝐑𝐌𝐀𝐋𝐈𝐂𝐀 𝐖𝐘𝐆𝐑𝐘𝐖𝐀 𝐖 𝐖𝐀𝐑𝐒𝐙𝐀𝐖𝐈𝐄!
Andrzej Trubeha trafił do siatki w 94. minucie meczu!
pic.twitter.com/sEcS1OjSSE
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) November 9, 2025
Dla samej tej jednej chwili warto było ruszyć tyłek z domu, a wcześniej dostać się do Ekstraklasy. – Na pewno zasłużyliśmy dziś na zwycięstwo. Mieliśmy wiele sytuacji do zdobycia bramki wcześniej – poprzeczkę po strzale Rafała Kurzawy czy moją bramkę z pozycji spalonej. Wiemy, jakim rywalem jest Legia i tym bardziej szanujemy to zwycięstwo – mówił po meczu Andrzej Trubeha. – Ta wygrana jest idealna. Na pewno doda nam pewności siebie i spokoju przed przerwą na kadrę. Mam nadzieję, że ona napędzi nas do kolejnych zwycięstw – dodał.
I cholera jasna, powiedział prawdę. W trzech kolejnych spotkaniach Słoniki zgarnęły sześć punktów, finisz miały naprawdę mocny, szczególnie jak na ekipę ze strefy spadkowej. Są więc w stanie wygrywać, to już wiemy. Czy będą się w stanie utrzymać? Tego jeszcze nie wiemy i nawet nie próbujemy się domyślać.
***
Wydarzenie rundy
Cóż, w jego poszukiwaniu musimy cofnąć się w czasie o prawie pół roku, aż do pierwszej kolejki tego sezonu. Ekipa Marcina Brosza na inaugurację rozgrywek wprawiła nas wszystkich w osłupienie lejąc w Białymstoku Jagiellonię. Lejąc, to było lanie, nie za bardzo wiedzieliśmy, jak na nie zareagować. Cztery gole wbite jednemu z naszych pucharowiczów przez beniaminka miały prawo zadziałać na wyobraźnię.
– Chyba nikt nie spodziewał się, że w pierwszym meczu sezonu, w Białymstoku, już do przerwy będzie 3:0 dla Termaliki. Wszyscy otwierali też szeroko oczy, gdy na początku drugiej połowy to beniaminek miał pięć (!) świetnych szans w osiem minut. Skończyło się na szokującym 4:0, a ozdobą spotkania był kapitalny gol Morgana Fassbendera – pisał wówczas na gorąco po meczu Kuba Radomski.
Trudno było ustalić, czy musimy się szykować na wielki Bruk-Bet, czy zakpiły z nas (i z Jagi) jakieś ekstraklasowe chochliki, czy może jednak to zapowiedź kompletnie pokręconego sezonu. Teraz wiemy, że kiedy Fassbender zrywał swoim strzałem pajęczynę z okienka bramki Abramowicza, grany był ten ostatni scenariusz.
ALEŻ OTWARCIE BENIAMINKA! Morgan Fassbender z FANTASTYCZNYM golem na 3:0 tuż przed przerwą
Mecz trwa w CANAL+ SPORT 3 i w serwisie CANAL+: https://t.co/zr8n1cU2RX pic.twitter.com/he3rzYgHHg
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) July 18, 2025
Rozczarowanie rundy
Pozycja w tabeli, tak po prostu. Skoro ta runda była solidnie pokręcona, skoro różnice są tak niewielkie, to Bruk-Bet miał prawo liczyć na coś więcej. Tak, na papierze to główny kandydat do spadku, poza papierem również. Ale inni beniaminkowie jakoś mogli wyskoczyć trochę ponad kreskę, a niecieczanie mimo uzbierania 19 punktów okupują dno tabeli. W każdym normalnym sezonie pewnie byliby wyżej, ale teraz oczywiście kończą rundę z pewnym niedosytem.
Z drugiej strony, jeśli na tym samym poziomie zapunktują na wiosnę, to wedle wszystkich prawideł powinni się zakręcić w granicach utrzymania, a o nie toczy się walka. Różnice w tabeli są niewielkie, ale nie oszukujmy się, że Bruk-Bet może w tym sezonie grać o mistrza czy puchary. Nawet jeśli do piątego teraz Zagłębia traci ledwie dziewięć oczek.
Największa potrzeba na wiosnę
Życzymy włodarzom przede wszystkim rozsądku. Można pójść dwiema drogami, z których jedną – roboczo – nazwiemy „drogą panicznego obłędu”, a drugą „drogą medytującego mnicha”. Obranie każdej z nich może się oczywiście skończyć spadkiem, ale pracujący w Niecieczy Marcin Brosz mimo zimowania na ostatnim miejscu w lidze zasługuje na odrobinę spokoju ducha. Drogę medytującego mnicha.
Gdy w trakcie rundy do mediów przebijały się jakieś pojedyncze doniesienia o jego potencjalnym zwolnieniu, nie dało się na nie reagować inaczej niż wyraźnym powątpiewaniem. I w sens takiego ruchu, i w szanse na to, że w ogóle mogłoby się coś takiego wydarzyć. Powodów można wskazać kilka – znalezienie lepszego trenera wcale nie byłoby łatwe, zespół wcale nie jest lepszy niż jego jesienne osiągnięcia, Marcin Brosz nie dał powodów do zwątpienia w jego misję.
Bo nie dał. Naszym zdaniem Bruk-Bet nawet tonąc na wiosnę nie powinien się chwytać brzytwy, nerwowe ruchy będą tylko stratą dla Słoników. W ich planach na ten sezon od samego początku wkalkulowany powinien być spadek. Nie powinien przerażać, nie powinien spędzać snu z powiek. A jak się go uda uniknąć… cóż, będzie to kolejny po awansie do Ekstraklasy spory wyczyn trenera Brosza.
CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE NA WESZŁO:
- Kowal wprost o trenerach Legii. „Kompletnie głupi pomysł”
- Bobić stracił szansę, żeby milczeć
- Cracovia straci Elsnera na rzecz reprezentacji? Ciekawe wieści
Fot. Newspix
Artykuł Trubeha symbolem jesieni Bruk-Betu. Jesieni dwóch momentów pochodzi z serwisu weszlo.com.


Mecz trwa w CANAL+ SPORT 3 i w serwisie CANAL+: