Oficjalnie został właścicielem w połowie marca, ale on sam pochwalił się kilka dni temu, że Pogoń jest w jego sercu dokładnie od roku. Niezależnie od tego, który moment przyjąć za początek związku Alexa Haditaghiego z klubem ze Szczecina, bilans będzie podobny. Nowy szef uzdrowił finanse, dał Pogoni stabilność, choć jego wpisy na X ze spokojem i rozsądkiem nie mają często zbyt wiele wspólnego. A na boisku? Tutaj Pogoń cały czas zawodzi i nie mogą dziwić słowa Kamila Grosickiego, że, zamiast o trofea, walczy o utrzymanie.
Kilka dni temu, 30 listopada, Alex Haditaghi poinformował na X, że minął dokładnie rok, od kiedy wybrał się do Szczecina, by obejrzeć spotkanie Pogoni, którą chciał przejąć. „Zarezerwowaliśmy bilety, nie mając pojęcia, dokąd ta podróż nas zaprowadzi. Ale zawsze wierzyłem, że w życiu nic nie dzieje się przypadkiem. Każda ścieżka, każdy moment, każde spotkanie ma jakiś cel” – napisał w swoim stylu, patetycznie. Do wpisu dołączył też wiadomość, jaką wtedy wysłał ówczesnemu szefowi klubu, Jarosławowi Mroczkowi. Fragment: „Pragnę połączyć siły i rozpocząć dyskusję na temat naszej wspólnej wizji klubu”.
Exactly one year ago today, November 30 — we( Tan, Mariusz & myself) booked our tickets to Szczecin, not knowing where this journey would take us. But I’ve always believed that in life, nothing happens by accident. Every path, every moment, every meeting has a purpose.
When we… pic.twitter.com/zY6UBuXrxZ
— Alex Haditaghi (@CanDisenchanted) November 30, 2025
Ostatecznie Haditaghi właścicielem Pogoni zostanie dopiero w połowie marca obecnego roku. Klub, jak nie zdobył do tamtego momentu żadnego trofeum, tak wciąż ma zero w gablocie i wiadomo już, że w obecnym sezonie raczej to się nie zmieni. Bo raczej nikt nie wierzy w to, że Pogoń może nadrobić 10 punktów straty do prowadzącego w tabeli Górnika Zabrze, prawda? Tym bardziej, że osiem punktów więcej od klubu ze Szczecina ma Jagiellonia Białystok, która rozegrała dwa spotkania mniej.
Nowy właściciel pewne rzeczy znormalizował, trzeba mu to oddać. Gdy zabiera publicznie głos, często robi się kontrowersyjnie. Czasami mówi o rzeczach ważnych, czasami się kompromituje. Ale sportowo ten czas to na razie dla Pogoni porażka.
Lechia Gdańsk jest lepsza od Pogoni Szczecin Alexa Haditaghiego
Pod koniec ubiegłego roku z Pogonią było bardzo źle. Długi wynosiły ponad 50 milionów złotych. Przyszłość klubu stanęła pod znakiem zapytania. Haditaghi początkowo nie dogadał się z Mroczkiem, w styczniu wycofał się, a Pogoń przejęła tajemnicza grupa biznesmenów, którą reprezentował prawnik Nilo Effori. Okazało się to jednak jednym wielkim nieporozumieniem. Brazylijczyk niedługo później chciał się z tego wszystkiego wycofać i właśnie wtedy do akcji wrócił Haditaghi, przejmując większościowy pakiet. Oficjalne informacje, że obejmuje Pogoń, pojawiły się 13 marca.
Mówił o szansie, którą dostał od Boga i zapewniał, że da z siebie 120 procent. W kwietniu Pogoń rozstała się z Dariuszem Adamczukiem, odpowiadającym za politykę klubu. Wrócił temat transferu Kacpra Kozłowskiego, który miał zostać nieprawidłowo rozliczony. Klub zakazał też agentowi piłkarskiemu, Przemysławowi Pańtakowi, przychodzić na jakiekolwiek mecze oraz treningi.
Nudy nie było. A na murawie? Gdyby stworzyć tabelę Ekstraklasy od 13 marca do dzisiaj, klub ze Szczecina zajmowałby siódme miejsce. Bilans Pogoni:
- 11 zwycięstw
- 5 remisów
- 11 porażek
- w bramkach – 49:44

Tabela Ekstraklasy za okres od 13 marca tego roku (źródło – 90 minut.pl)
To bilans ligowego średniaka, który czasami zagra efektownie i pokona kogoś wysoko, ale równie często zawodzi kibiców. W zestawieniu od połowy marca minimalnie lepiej od Portowców wypada Lechia Gdańsk, która w ostatnim czasie przyzwyczaiła nas raczej do walki o uniknięcie spadku. Gdy oba zespoły zmierzyły się 21 września w ostatnim bezpośrednim pojedynku (w lidze), obejrzeliśmy porywające spotkanie, ale to zespół Johna Carvera wygrał 4:3.
Pogoń w najważniejszych momentach zawodziła. Z jednej strony potrafiła awansować drugi raz z rzędu do finału Pucharu Polski, pokonując od 1/8 finału: 4:3 Zagłębie u siebie, 2:0 Piasta po dogrywce na własnym boisku i 3:0 Puszczę na trudnym terenie w Niepołomicach. Ale w najważniejszym meczu, na Stadionie Narodowym, było 3:4 z Legią. Oglądaliśmy typową Pogoń, która potrafi wykreować i wykorzystać coś z przodu, ma świetne momenty, ale ostatecznie daje sobie strzelić więcej goli, niż sama trafia do siatki. Gdy Kacper Smoliński w jednej z ostatnich akcji meczu zdobył bramkę na 3:4, można było tej Pogoni nawet trochę współczuć, że znów zdobywa się na zryw, ale ostatecznie to rywal podniesie w górę trofeum.
Kiedy Haditaghi niemal godzinę po spotkaniu pojawił się blisko strefy dla dziennikarzy, na jego twarzy było widać smutek, ale też – chyba szczerą – dumę. Wypowiadał się również w tym kontekście. – Czuję dumę. Znalezienie się w finale to duży sukces. Legia była lepsza, a my popełniliśmy błędy. Wierzę jednak, że tu wrócimy. To moje zobowiązanie dotyczące miasta, kibiców i drużyny. W lidze nadal mamy szansę na finisz na podium, zostały cztery kolejki – mówił po przegranym finale.
Cóż, w tym roku na Narodowy nie wrócą, to jest już jasne.

Haditaghi na meczu z Wisłą w Płocku (0:2)
A liga? 22 dni po porażce na Narodowym Pogoń pojechała na spotkanie ostatniej kolejki do Białegostoku. Było to też bezpośrednie starcie o trzecie miejsce na koniec ligi. Jagiellonii wystarczał remis, goście musieli wygrać. I Pogoń znów nie zrealizowała celu, choć była blisko. Najpierw świetną szansę miał Luizao, ale nie pokonał Sławomira Abramowicza. Jeszcze w pierwszej połowie gola strzelił Efthymios Koulouris. Pogoń prowadziła, Jagiellonii uciekał czas. W 70. minucie Koulouris miał świetną szansę na drugiego gola. Spudłował. I dokładnie 66 sekund później Jagiellonia wyrównała za sprawą Norberta Wojtuszka. Gdy sędzia zakończył mecz, gospodarze się cieszyli, a piłkarze Pogoni znów czuli, że byli blisko, ale zawiedli.
Jeden z komentarzy kibiców Portowców po tamtym spotkaniu: „Czas sięgnąć po alkohol. Na trzeźwo się tego sezonu nie da zapomnieć”.
Kamil Grosicki i słowa o walce o utrzymanie
Obecne rozgrywki miały być lepsze. Pogoń na pewno nie zakładała całej tej telenoweli z Koulourisem i ostatecznie odejścia Greka. Z jednej strony może używać tego argumentu trochę jako wytłumaczenia słabej postawy, ale na pewno nikt nie zakładał, że Kamil Grosicki 10 listopada, dzień po porażce 1:2, tym razem u siebie, z Jagiellonią, napisze na X: „Przepraszam. Walczymy o utrzymanie”.
Przepraszam
walczymy o utrzymanie
@PogonSzczecin
— Kamil Grosicki (@GrosickiKamil) November 9, 2025
Kiedy Adrian Przyborek 30 października przy Łazienkowskiej w 117. minucie wykańczał piękną kontrę swojej drużyny, wydawało się, że przed zespołem ze Szczecina może być piękny czas. Drużyna Haditaghiego na terenie rywala wyeliminowała Legię w 1/16 finału Pucharu Polski i miała za sobą czwarty mecz bez porażki (w tym trzy zwycięstwa). Efekt świeżości wyraźnie działał, mogło się wydawać, że Thomas Thomasberg, który zastąpił zwolnionego Roberta Kolendowicza, odpowiednio poukładał zespół. Przypominano bilans Duńczyka, który już wcześniej, w swoim kraju, przez długi czas nie zaznał porażki.
Ale przyszły cztery spotkania w lidze, z których Pogoń przegrała trzy. A do tego dochodzi jeszcze wczorajsza porażka u siebie 0:1 z Widzewem w ćwierćfinale krajowego pucharu. Oddajmy drużynie Thomasberga, że w dwóch przegranych meczach była piłkarsko lepsza. W Płocku wyglądała lepiej od Wisły, ale to zespół Mariusza Misiury, co dla niego typowe, cofnął się, przetrzymał trudne momenty i zadał dwa ciosy. Wspominany już mecz w Szczecinie z Jagiellonią był absurdalny. Tak, absurdalny. Spójrzmy na liczby Pogoni z tamtego spotkania (za Hudl StatsBomb):
Oczekiwane gole – 2,79 (!)
Strzały na bramkę – 33 (!)
Strzały celne – 9
Momentami na bramkę Jagiellonii szła nawałnica, w samej pierwszej połowie zespół Thomasberga oddał 26 strzałów. I jeszcze te okoliczności porażki – gospodarze desperacko szukający gola i skarceni kontrą, zakończoną przez Oskara Pietuszewskiego w doliczonym czasie. Można było zrozumieć Grosickiego, że po meczu wściekły stał obok ławki, krzyczał coś i kopał co popadnie. A tuż po spotkaniu nie chciał udzielać wywiadów.

Mapa strzałów Pogoni w meczu z Jagiellonią (źródło: Hudl StatsBomb)
Z drugiej strony – w wygranym 5:1 meczu z Zagłębiem Pogoń po objęciu prowadzenia w trzeciej minucie do drugiej bramki (38. minuta) grała bardzo źle i to goście kreowali szanse. Zespół ze Szczecina rozkręcił się dopiero przy stanie 2:0, ale nawet później miał trochę szczęścia. W Katowicach, przegrywając z GKS—em, zwłaszcza po drugiej bramce dla zespołu Rafała Góraka Pogoń była bardzo przeciętna.
I ten wczorajszy mecz z Widzewem… W Szczecinie wielka napinka, bo dla obu ekip Puchar Polski jawił się jako prawdopodobnie jedyna nadzieja na awans w tym sezonie do europejskich pucharów (choć strata do czwartego miejsca nie jest jakaś bardzo duża). Pogoń, która przeciwko Jagiellonii oddała 33 strzały na bramkę, tym razem zaliczyła tylko siedem uderzeń (przy 12 gości). Ktoś może próbować mówić o pechu, bo w drugiej połowie Dimitrios Keramitsis wyrównał na 1:1 i cały stadion eksplodował, lecz po chwili okazało się, że Grek był na minimalnym spalonym.
Ale nie róbmy sobie jaj z tym pechem, naprawdę.
Widzew był wczoraj zespołem lepszym. Dużo bardziej poukładanym. Dojrzalszym. Miał w składzie Juljana Shehu, który przyćmił wszystkich w środku pola. A przecież też mówimy o drużynie, w której doszło do wielu zmian (nawet było ich więcej niż w Szczecinie) i która jest niejako również układana na nowo.
Wiecie, co jest dla nas symbolem tego spotkania i zarazem Pogoni w ostatnich miesiącach? Ostatnie akcje meczu. Bezsensowny rajd Musy Juwary prawą stroną, któremu piłkę jak junior zabrał Mariusz Fornalczyk. Po chwili piłka trafia na lewą stronę do Grosickiego. Podobna dziwna decyzja o rajdzie. I znów piłkarz Widzewa w banalny sposób zabiera mu piłkę. Mija kilkanaście sekund i koniec meczu. Skończyło się 0:1, a mogło i 0:3, bo to Widzew miał po kontratakach naprawdę dobre okazje.
Alex Haditaghi naprawił Pogoń finansowo. Ale sportowo dalej jest źle
Jakim właścicielem Pogoni jest Haditaghi? Barwnym, to słowo pasuje chyba najbardziej. Takim, który nie pozwala się nudzić, ale jego działalność ma też sporo negatywnych aspektów. Obejmując drużynę w marcu, zobowiązał się do uregulowania długów i trzeba mu oddać, że dość szybko spłacił zobowiązania wobec piłkarzy, wywiązuje się również z umów. Pogoń, doprowadzona do fatalnego stanu przez rządy Mroczka, w tym aspekcie na pewno jest stabilniejsza.
Haditaghi jawi się też, podobnie jak np. Jarosław Królewski, jako człowiek, który najwidoczniej mocno przeżywa każdy artykuł czy informację o klubie, bo bardzo szybko reaguje na to w mediach społecznościowych. Jest tam bezpośredni, szczery, nie przebiera w słowach. Zdarza mu się prowokować innych ludzi i trafiać kulą w płot. Tak było np. gdy najwidoczniej wyczuł, że warto wejść w zwarcie z Cracovią, bo kibice obu klubów za sobą nie przepadają i najpierw sugerował, że przeciwnik stoi po stronie noży i krwi na rękach, a później porównał działania Cracovii do tych izraelskiego rządu.
„Je…ć Izrael, je…ć każdą organizację syjonistyczną i każdy syjonistyczny klub sportowy” – apelował. Jego nieracjonalną i trochę żenującą wojnę z Cracovią opisywaliśmy m.in. w tym tekście oraz w tym artykule. Były też, zazwyczaj niezbyt sensowne, wojenki z dziennikarzami.
Bywa, że właściciel Pogoni zabiera głos w bardziej wartościowych sprawach. Regularnie donosi o okrucieństwach Izraela. Niedawno opublikował zdjęcia dwójki palestyńskich dzieci, 11-latka i ośmiolatka, którzy wyszli po drewno i w drodze do domu zostali zastrzeleni. Oznaczył przy tym Benjamina Netanyahu, którego wprost nazywa zbrodniarzem wojennym.
Starania Legii Warszawa o wyciągnięcie z Częstochowy Marka Papszuna Haditaghi nazwał nieetycznymi i zaapelował o zmianę przepisów. Gdy Raków opublikował informację, że poszukuje skautów-wolontariuszy, co wzbudziło sporą dyskusję w środowisku, właściciel Portowców mocno to skrytykował, pisząc w poście, że w Pogoni każdy, kto pomoże znaleźć duży talent, będzie godnie opłacany. Chwalił się, że skauci klubu ze Szczecina mają najlepsze warunki w kraju, a jeżeli gracz, którego wynajdą, trafi do pierwszego zespołu i podpisze kontrakt, mogą dostać bonus w wysokości nawet do 100 tys. złotych.
Raków, my friends… even our hawk that patrols the stadium and chases pigeons is on payroll with benefits.
At Pogoń Szczecin, we don’t want you discovering the next Kamil Grosicki or Lewandowski as a volunteer.
If you’re helping us find top talent in Poland, you’ll be treated —… https://t.co/gBmtjFpel2— Alex Haditaghi (@CanDisenchanted) November 15, 2025
Szef Pogoni potrafi też zadbać o ludzi. To on sprawił, że podczas spotkania z Widzewem herbata dla kibiców gospodarzy kosztowała tylko trzy złote, a dla fanów gości była darmowa. Ktoś powie, że to tani populizm. My uważamy, że warto to docenić.
W środowisku Haditaghi odbierany jest jako dziwak, lekki wariat lub ktoś nieprzewidywalny, kto w swoich wypowiedziach przekracza granice. Jedni nie chcą z nim mieć za bardzo do czynienia (Cracovia), inni za sporo rzeczy go cenią (Królewski).
W zarządzaniu klubem najważniejszy jest jednak sport. Wyniki. A to wygląda źle – Pogoń w tym sezonie ligowym przegrała aż dziewięć z 17 spotkań, uzbierała ledwie 20 oczek. Ma tylko trzy punkty przewagi nad będącą w strefie spadkowej Lechią, a gdyby zespół z Gdańska nie został przed sezonem ukarany odjęciem pięciu punktów, drużyna Haditaghiego byłaby tylko dwa oczka nad kreską. Pogoń wciąż fatalnie gra na wyjazdach – wygrała na obcych stadionach tylko jeden mecz na dziewięć.
O żadnym z letnich transferów nie da się powiedzieć, że na razie daje Pogoni wiele. Jeżeli szukać kogoś trochę na plus, to może, ale bardzo na siłę wyróżnią się Rajmund Molnar (widać, że ma potencjał) i Mor Ndiaye (przyzwoity w środku pola). Juwara znalazł się na nagłówkach nie za sprawą pięknej akcji, a żenującego „padolino”. Sam Greenwood zdobył co prawda niedawno swoją pierwszą bramkę dla Pogoni, ale po takim gościu należy spodziewać się więcej. Marian Huja może zimą odejść, oczekiwano od niego więcej, a Jose Pozo to jeden z najgorszych transferów całej ligi.
Fragment wpisu Haditaghiego z 30 listopada, tego o roku z Pogonią w sercu: „Dziś jesteśmy dużo silniejszą i zdrowszą organizacją. Może jeszcze nie w kwestii piłki, jaką gramy, ale w każdym innym aspekcie, który prowadzi do długofalowego sukcesu. A to ma znaczenie. Budowanie czegoś prawdziwego, co potrwa, zajmuje czas, wymaga też dyscypliny, ciężkiej pracy i odwagi. Nasz zarząd, trenerzy, każdy wewnątrz klubu – wszyscy wiedzą dokładnie, czego potrzeba, żeby iść do przodu”.
Po porażce z Widzewem pewnie nie zmieniłby tych słów. Ale czy Pogoń w końcu ruszy sportowo do góry?
JAKUB RADOMSKI
Fot. Newspix.pl
WIĘCEJ O POGONI SZCZECIN NA WESZŁO:
- Kibice wściekli na piłkarzy Pogoni. Rozmowa pod sektorem
- To w Pogoni się nie zmienia. Kolejny sezon bez trofeum
- Thomasberg: To nie są wyniki, których oczekujemy
Artykuł Rok Alexa Haditaghiego z Pogonią. Sportowo to porażka pochodzi z serwisu weszlo.com.
walczymy o utrzymanie